Żółwie oliwkowe (Lepidochelys olivacea) wychodzą na brzeg plaży w Guanacaste na Kostaryce. Każdego roku żółwie oliwkowe składają jaja na plażach Pacyfiku, niestety wiele z nich staje się łupem dla innych zwierząt, sępów i myśliwych. Źródło: PAP/EPA/JEFFREY ARGUEDAS bsz

IV edycja konkursu "Popularyzator nauki"

2008-04-24


Trwa IV edycja Konkursu "Popularyzator Nauki-2008", organizowanego przez serwis Nauka w Polsce Polskiej Agencji Prasowej oraz Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Jej rozstrzygnięcie nastąpi podczas uroczystej gali pod koniec roku. Celem konkursu jest promowanie ludzi nauki, zespołów naukowych, dziennikarzy i redakcji, wyróżniających się w popularyzacji nauki polskiej w społeczeństwie.

2008-10-05 12:01

Unia hadziacka - idee i marzenia

Państwo polsko-litewskie do wybuchu powstania Chmielnickiego w 1648 roku nie prowadziło żadnej konsekwentnej polityki wobec Kozaków. Elity polityczne Rzeczypospolitej nie widziały w starszyźnie kozackiej partnera rozmów. Przeważało przekonanie, że mamy do czynienia z pobuntowanym pospólstwem i tylko radykalne kroki mogą doprowadzić do trwałego uspokojenia sytuacji. Wybuch powstania Chmielnickiego był dla państwa polsko-litewskiego początkiem poważnego kryzysu. Po klęskach hetmana wielkiego koronnego Mikołaja Potockiego od Żółtymi Wodami i Korsuniem, rozbiciu armii koronnej i śmierci króla Władysława IV, kraj znalazł się na skraju katastrofy – powiedział dr hab. Maciej Franz z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu podczas konferencji zorganizowanej z okazji 350. rocznicy unii hadziackiej. Konferencja odbyła się w dniach 1-3 października w siedzibie Instytutu Historii PAN w Warszawie.



Sukcesy Bohdana Chmielnickiego, gwałtowny rozwój jego armii wobec przedłużającego się bezkrólewia w istotny sposób wpłynęły na losy elekcji Jana Kazimierza Wazy, przybranego brata Władysława IV.

"Myślę, że sukcesy roku 1648 przerosły wszelkie oczekiwania Chmielnickiego, najprawdopodobniej nawet jego samego zaskoczyły. Dodatkowo ogromne sukcesy uczyniły go ich zakładnikiem. Zwłaszcza czerń i chłopstwo, które w ogromnej masie przyłączyło się do jego buntu, nie chciało rokowań z Lachami, było przeciwnym jakimkolwiek ustępstwom. Obawiali się oni, że będzie to oznaczało powrót polskiej szlachty do swoich majątków, przywrócenie pańszczyzny, a zwłaszcza osądzenie win, za rzezi dokonane na Ukrainie. To zaś uniemożliwiało realne rokowania i dążenie do trwałego pokoju" - mówił Maciej Franz.

Jego zdaniem, można z dużą dozą prawdopodobieństwa uznać, że w tym czasie nikt, po obu stronach konfliktu, nie myślał jeszcze o możliwości porozumienia na miarę Hadziacza. "Nie było ani takiej idei, ani takich marzeń" - mówił. Ugoda zbaraska z 1649 roku była bardziej efektem niemocy obu stron, swoistej równowagi sił, niż woli porozumienia. Kolejne lat przynosiły eskalację konfliktu. Efektem wyprawy na Ukrainę było zwycięstwo pod Beresteczkiem i ugoda pod Białą Cerkwią. Podobnie jak zapisy spod Zborowa, także i te niczego nie rozwiązywały. Kolejne miesiące przyniosły zaangażowanie się hetmana kozackiego w sprawy mołdawskie, klęskę wojsk koronnych pod Batohem i z trudem zawartą ugodę pod Żwańcem.

"Po obu stronach konfliktu brakowało jakiejkolwiek refleksji, dostrzeżenia że przedłużający się konflikt prowokuje kolejne państwa do zainteresowania się ziemiami polskimi – mówił Maciej Franz. - Najpierw Rosja cara Aleksego Michajłowicza Romanowa poprzez radę perejasławską w kroczyła do konfliktu, by w kilka miesięcy później dołączyła do tego coraz większego zamieszania Szwecja Karola X Gustawa. Wojna wywołana przez nowego uczestnika, z czasem w Polsce nazwana potopem, gigantycznie skomplikowała losy polskich planów na wschodzie. Niemożliwa stała się kontynuacja ofensywy przeciwko siłom rosyjsko-kozackim i to pomimo początkowych sukcesów. Mało tego koniecznym okazało się nie tylko zaakceptowanie ich faktycznej obecności na ziemiach państwa polsko-litewskiego, ale nawet zawarcie zawieszenia broni. Niemoc Rzeczypospolitej, przedłużająca się wojna ściągała kolejnych uczestników, jak choćby Siedmiogród księcia Jerzego II Rakoczego." Co prawda, zawarty w Radnot tzw. traktat rozbiorowy państwa polskiego nie został zrealizowany, a dla części jego uczestników, choćby Siedmiogrodu, przyniósł tylko zniszczenia. Państwo polsko-litewskie i Kozaczyzna stawali się przedmiotem międzynarodowej rozgrywki. W otoczeniu Chmielnickiego pojawiła się myśl powrotu pod zależność polską. Także Jan Kazimierz był skłonny do poszukiwania porozumienia z Kozakami.

"Warto podkreślić, że to jeszcze za czasów Bohdana Chmielnickiego rozpoczął się odwrót od podległości od cara. Okazało się, że opieka carska, choć tożsama religijnie, była dużo bardziej ścisła niż ta do której byli przyzwyczajeni w państwie polskim. Okazywało się, że zakazy carskie miały realne przełożenie na działania urzędników, były bezwzględnie wykonywane, a nie jak to bywało w Rzeczypospolitej, rozkazy królewskie, czy ustawy sejmowe pozostawały martwa literą prawa, nigdy nie wykonywaną" - zauważa Franz. Jego zdaniem okres carskiej opieki po 1654 roku był dla Kozaków sporym szokiem. Obsadzenie przez rosyjskie garnizony głównych miast ukraińskich, w tym zwłaszcza Kijowa, odbyło się niezwykle sprawnie. Chmielnickie bardzo szybko dostrzegł, że jego uprawnienia jako hetmana kozackiego są realnie mniejsze niż przed 1654 rokiem i raczej ulegają zmniejszaniu z każdym kolejnym miesiącem. Strona rosyjska wykorzystywała każdą sposobność, aby odstępować od wykonania kolejnych zobowiązań wobec Kozaków. Car Aleksy Michajłowicz nigdy nie widział w hetmanie kozackim równorzędnego partnera dla siebie. Co prawda, oddanie się Kozaków i ludu ukrainnego pod jego opiekę było dla niego korzystne, jednak realnym partnerem dla niego byli tylko monarchowie. Dramatycznie ten fakt uzmysłowił Chmielnickiemu traktat w Niemieży z 3 listopada 1656 roku. Strona polska gotowa była uznać w osobie cara przyszłego króla Polski i Litwy. "Nie dość, że Chmielnicki w tych rokowaniach nie uczestniczył, jego posłów do nich nie dopuszczono, to w efekcie zawartego sojuszu musiał wspierać teraz wojsko koronne i litewskie przeciw Szwedom. Było to bardzo odległe od jego wyobrażeń, jak wyglądać będzie los Kozaków pod władzą carską. Czy to jednak tworzyło wystarczającą płaszczyznę dla narodzin idei powrotu pod opiekę Rzeczypospolitej? Wydaje się, że na początku 1657 roku pojawiła się właśnie taka myśl w najbliższym otoczeniu hetmana" – mówi Fanz.

W kwietniu 1657 roku Chmielnicki w Czechryniu, wspólnie z przybyłymi na radę pułkownikami rozważał koncepcję powrotu pod polską opiekę i zerwania układów z carem. Rada musiała poprzeć plany hetmana, skoro zdecydował się podjąć potajemne rozmowy z polskimi wysłannikami i dokonać wymiany korespondencji. Zdaniem Franza wydarzenia te nie oznaczały, że w otoczeniu hetmana istniała wówczas jakakolwiek wizja unii na miarę przyszłego Hadziacza. "Kozacy tak naprawdę domagali się przywrócenia ich praw i przywilejów, zachowania autonomii ich wojska oraz ochrony cerkwi prawosławnej. Nie wysuwali zaś żądań uznania ich za równorzędnych z polską, czy litewską szlachtą. Tak naprawdę trudno jednoznacznie określić kiedy taka właśnie idea, koncepcja się pojawiła. Oczywistością pozostaje, że stało się to w czasie rokowań faktycznego następcy Chmielnickiego hetmana Jana Wyhowskiego z polskim posłem kasztelanem wołyńskim Stanisławem Kazimierzem Bieniewskim - mówi Franz. - Jednak nie ma jednoznacznej odpowiedzi, która ze stron tak naprawdę jako pierwsza wysunęła taki kształt porozumienia dodaje."

Nie wiadomo, kto odpowiadał za ostateczny kształt dokumentu podpisanego 16 września 1658 roku w Hadziaczu. Zwłaszcza, że powstał dokument, który daleko odbiegał od dotychczasowej praktyki ugód polsko-kozackich. Według Macieja Franza, po dziesięciu latach wojny sytuacja obu stron była diametralnie różna aniżeli w momencie wystąpienia Bohdana Chmielnickiego, jednak osiągnięte porozumienie przekraczało ramy epoki w której powstało.

Król namawiał sejmiki szlacheckie, by przyjmowały uchwały nakazujące posłom z danej prowincji poparcie ugody z Kozakami, jako koniecznej dla zawarcia pokoju. W większości głosowano za nieznanym dokumentem. Jego treść nie była powszechnie dostępna. "Dodatkowo tak naprawdę nie wiemy, która z wersji unii hadziackiej miała być tą obowiązującą, ta wynegocjowana przez Wyhowskiego i Bieniewskiego, czy ta zaprzysiężona przez króla i zatwierdzonej przez radę senatu. Obie bowiem wersje różnią się od siebie. Od początku było to przekleństwem tego dokumentu" – mówi Franz. W związku z tym, że było to porozumienie zawarte w bardzo wąskim gronie, obok Wyhowskiego i Bieniewskiego, dużą rolę odegrali Jerzy Niemirycz i Paweł Tetera, to ogół i po stronie polskiej i stronie kozackiej, mógł różnie odczytywać zawarte porozumienie i uwypuklać te jego elementy, które uznawał za ważne i szczególnie cenne. Zdaniem Macieja Franza unia hadziacka nie była efektem procesu docierania się dużych społeczności, efektem ich dążenia do ściślejszego ze sobą związania, tylko był efektem planów dość elitarnej grupki ludzi. Wobec tego jego los nie był ani ostateczny w momencie podpisania, ani nawet zaprzysiężenia przez sejm i Wojsko Zaporoskie. Franz stawia tezę, że dla większości obu społeczności był to tekst „narzucony” wolą niewielu ich przedstawicieli.

Postanowienia unii nie zostały przyjęte entuzjastycznie ani przez polską szlachtę, jak też Kozaków. Zapisy nie wypełniały ich oczekiwań i to w dodatku różnych. Dla większości czerni kozackiej powrót pod władze króla polskiego musiał budzić obawy o powrót polskiej szlachty do jej majątków, a w efekcie także przywracania systemu feudalnego w jego kształcie sprzed 1648 roku. Dodatkowo, nie ufano zapewnieniom o ochronie kościoła prawosławnego, przy jednoczesnej likwidacji unii brzeskiej na terenach przyszłego Księstwa Ruskiego. Ten zapis od początku budził opór hierarchii katolickiej w Polsce, mającej przecież wielkie wpływy polityczne i to nie tylko na dworze. Od początku właśnie postanowienia dotyczące kościoła unickiego i ewentualnego równouprawnienia prawosławia napotykały na największy opór. "Można powiedzieć, że w tym względzie unia hadziacka była może realizacją marzeń prawosławnej części poddanych Jana Kazimierza, ale na pewno nie cieszyła biskupów, czy legata papieskiego. W tym względzie od początku podpisane, a nawet zaprzysiężone porozumienie było niewykonalne - zauważa Maciej Franz. - Jak wydaje się, nigdy nie istniała pełna wola realizacji całości jego postanowień. Podobnie można dostrzec dążenie do natychmiastowego renegocjowaniu dokumentu, który tak naprawdę nie zdążył się nawet utrwalić w świadomości współczesnych. W efekcie można powiedzieć, że Kozacy dążyli do poszerzenia autonomii Księstwa Ruskiego w ramach nowej Rzeczypospolitej i zapewnienia większej władzy hetmanowi kozackiemu."

Pojawiały się także w działaniach Jana Wyhowskiego koncepcje poszerzenia jego terytorium o kolejne województwa. Liczył on, że w realizacji jego zamierzeń pomogą mu ewentualne zwycięstwa nad wojskami rosyjskimi, które zaniepokojone zawartą unią podjęły działania w obronie carskim interesów. Dla cara unia hadziacka na pewno nie była spełnieniem jakichkolwiek marzeń, a co najwyżej najgorszym z możliwych rozwiązań oraz kolejną fatalną wiadomością po faktycznym załamaniu się porozumienia z Niemieży przychodzącą z ziem polskich. Choćby tylko dlatego musiał on uczynić wszystko, by nie została ona utrwalona. Co prawda, początkowo jego wojska rozbite zostały przez siły Wyhowskiego w bitwie pod Konotopem 8 lipca 1659 roku, ale było to już podzwonne sukcesów kozackich. Zwłaszcza, że poparcie dla Wyhowskiego malało wśród Kozaków w zastraszającym tempie. Ostatecznie został on obalony, a władza przeszła w ręce syna Bohdana Chmielnickiego Jerzego (Juraszki). O powrocie do postanowień hadziackich nie było już mowy. Nowy hetman powrócił pod opiekę carską. Z każdym kolejnym miesiącem strona kozacka znaczyła politycznie mniej. Stawała się już tylko przedmiotem gry pomiędzy Polską, Rosją, Chanatem Krymskim i z czasem Turcją.

Także po stronie polskiej natychmiast po podpisaniu unii hadziackiej pojawiły się pomysły jej ograniczenia. Protesty magnaterii i to nie tylko kościelnej przeciwko jej zapisom były dość powszechne. Oburzano się szerokim dostępem do przywilejów szlacheckich, nadmiernymi wpływami duchowieństwa prawosławnego, czy też nieuregulowaną kwestią zwrotu majątków ziemskich ich prawowitym właścicielom. "Dodatkowo, co warto zauważyć Wojsko Zaporoskie uzyskało specjalny status, daleko różny od wojska koronnego czy litewskiego. W efekcie Księstwo Ruskie mogło być traktowane nie jako równoprawny składnik nowej Rzeczypospolitej Trojga Narodów, ale jako księstwo o poszerzonym zakresie swej autonomii. W takim kształcie dokument unii szedł dalej niż jakiekolwiek granice dopuszczalnych ustępstw. Stąd niewielkie zaangażowanie strony polskiej w działania Wyhowskiego i ostatecznie porzucenie idei jego wspierania. Można więc śledząc losy wydarzeń na Ukrainie po wrześniu 1658 roku odnieść wrażenie, że nie specjalnie w Polsce upadku unii żałowano" - uważa Franz.


Jego zdaniem idea tej unii była nie tylko pochodną dziesięciu lat wojen polsko-kozackich i pojawiania się w ich trakcie kolejnych dodatkowych ich uczestników, ale także była efektem zaangażowania się w ostateczne rokowania ludzi takich jak Bieniewski, czy Niemirycz, dla których koncepcja takiego rozwiązania była spełnieniem także osobistych wizji i marzeń. Niestety ich działania, a nawet podejmowane decyzje nie miały szerszego zaplecza. "Koncepcja takowej unii nie mogła być efektem tylko długotrwałego procesu, w którym uczestniczyłaby chociaż większość obywateli obu społeczności. Jednakże takowy proces w obliczu cały czas trwającej wojny nie wydaje się by mógł być możliwy. Dodatkowo koniecznym byłoby faktyczne nadanie praw polskiej szlachty szerokiej warstwie Kozaków, może nawet nie tylko starszyźnie. Niestety taki proces wydaje się, że w Polsce drugiej połowy XVII wieku nie był możliwy"– twierdzi Franz. Jego zdaniem Unia była może dokumentem wzniosłym, odwołującym się do wspaniałych koncepcji politycznych i filozoficznych tamtych czasów, ale dramatycznie mało realistycznym, oderwanym od rzeczywistości tamtych czasów.

PAP - Nauka w Polsce, Elżbieta Zielińska

bsz







Na razie brak komentarzy. Dodaj komentarz.
Dokonywanie zadziwiających odkryć jest rzeczą łatwą. Znacznie trudniej udoskonalić je do tego stopnia, aby mogły znaleźć praktyczne zastosowanie. Thomas Alva Edison
Serwis finansowany przez
Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego
Serwis naukowy demo

Nowy "Atlas Śląska Dolnego i Opolskiego"

2008-10-12


Trójjęzyczny atlas zawierający 503 mapy Dolnego Śląska i Śląska Opolskiego wydany został we Wrocławiu. Większość nakładu bezpłatnie trafi do szkół i bibliotek. "Atlas Śląska Dolnego i Opolskiego" po raz pierwszy wydany został w 1997 r. Nowa edycja atlasu została zaktualizowana m.in. o reformę administracyjną. Można znaleźć w niej także mapy dotyczące katastrofalnych wylewów Odry w latach 1854, 1903 i 1997, wraz z obszarami potencjalnie zagrożonymi powodzią. Opisy są przetłumaczone na język angielski i niemiecki.
PAN